Dzień 4

Tego ranka miałam 2 niespodzianki - jedna miła, druga mniej. Ta pierwsza była taka, że nie miałam zupełnie zakwasów po wczorajszym 'tempie' na stadionie. Przykre zaś było to, że odezwał się mój dwugłowy i to do tego stopnia, że obudziłam się nad ranem z silnym bólem i musiałam wysmarować go maścią. Niektóre kontuzje ciągną się za Tobą normalnie jak guma z majtek i wtedy zaczynasz się zastanawiać, czy to na pewno to, o czym myślisz. Ja już powoli godzę się z myślą, że te moje problemy z prawym udem to, niestety, sprawa przewlekła i nie - tak jak sądziłam - naciągnięta dwójka, ale kulszowy. A na to już się nic nie poradzi - trzeba zacisnąć zęby i biegać.
Pomimo kontuzji wstałam na trening. A dziś wcale nie był taki lekki - poranne wybieganie 10 km. Planowałam przebiec to wolnym tempem 5,5 minuty na kilometr, ale wolałam trzymać się grupy i przycisnąć szybszy krok niż biegać wolno samemu i zgubić się w tym puławskim lesie. Tempo narzucili oczywiście chłopcy, więc, jak można się było spodziewać, pobiegliśmy 4,5 min/km! Łącznie wybieganie zabrało nam 50 minut, bo pod koniec troszkę się zgubiliśmy i trzeba było dołożyć 5 minut drogi. Potem jeszcze pół godzinki rozciągania i do ośrodka na obiad.
Po południu trening miał być lekki - płotki. Stawiłyśmy się na stadionie punktualnie o 17.15 - po 20 minutach truchtu i indywidualnej rozgrzewce bierznej. Najpierw wykonałyśmy serię skipów i lokomocyjnych, a potem były ćwiczenia na płotkach - najniższa wysokość (~0,6 m). Zaczynam się coraz bardziej przekonywać do ćwiczeń na płotkach; skubańce naprawdę dużo dają! Bardzo wyciągają krok i podnoszą na biodrach, nie mówiąc już o ogólnym rozciągnięciu ciała - nóg i bioder! A jak wszyscy dobrze wiedzą, rozciągnięcie to kluczowa sprawa w walce z kontuzjami, zwłaszcza tymi mięśniowymi. Dlatego nawet nie zorientowałam się, kiedy dwugłowy popuścił. Na szczęście! :) Następnie trening składał się z 6 przebieżek po 60 metrów i na rozluźnienie 2 kółeczka truchtu. Potem jeszcze chwila rozciągania i 20 minut ćwiczeń stabilizujących na brzuch i grzbiet.
Ogólnie rzecz biorąc dzień nie był ciężki, a pogoda też zaczyna nam coraz bardziej dopisywać. W związku z tym postanowiłam zrobić pierwsze pranie! Zdążyło wyschnąć w słońcu... :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz