Strasznie się cieszyłam, bo nie chciałam przez całe wakacje kisić się z czasem 11:05.70 i pluć sobie w brodę, że tak mało mi zabrakło do tej trzeciej klasy. Bieg miał być więc dla mnie "wyzwoleniem", ale także dużym wyzwaniem. Trener nie ukrywał, że mam dać z siebie więcej niż wszystko, jeśli chcę w ogóle myśleć o OOM-ach. Jego cel: zrobić czas 10:48. Jak dla mnie - nierealne! Ledwie miesiąc temu biegałam ten dystans w 11:28, tydzień temu zjechałam do 11:05, a teraz miałam urwać kolejne 17 sekund?! Pogoda była idealna - lekki chłód, ale bez deszczu.
Zawody uczą cierpliwości i radzenia sobie z własnymi emocjami, zwłaszcza, jeśli jesteś długodystansowcem. Biegi najdłuższe z reguły odbywają się na samym końcu, dlatego od godziny 10 tkwiłam na śląskim stadionie "Wapienica", podczas gdy bieg miałam dopiero o 18.30... Te godziny oczekiwania to najmniej płodny czas w życiu sportowca, bo wtedy po prostu nie da się nic zrobić. Stres zżera Cię tak, że nie jesteś w stanie spokojnie czytać książki, nie możesz zajadać go przekąskami, bo dieta w dniu zawodów to sprawa święta i ustalona wręcz co do minuty, nie wolno Ci też zbyt wiele się ruszać, żeby nie tracić niepotrzebnie sił i standardowo - nogi w górę!
No, ale do rzeczy... Zawody były prestiżową, międzynarodową imprezą - startowali zawodnicy z Austrii, Niemiec, Białorusi, a nawet z Włoch czy Serbii. Trener ostrzegał mnie, że bieg będzie naprawdę dobry, bo jedna zawodniczka chce wyrobić sobie minimum na Mistrzostwa Świata Juniorów Młodszych, czyli przebiec 3 km w... 9.40! Ja miałam na nią nie patrzeć, ale trzymać się swoich rywalek i po prostu wypruć się na śmierć.
W końcu wystartowaliśmy. Biegi długodystansowe są ciężkie, bo masz zbyt wiele czasu na myślenie. 7 i pół kółka ciągnie się w nieskończoność i już przy 3 okrążeniu masz ochotę zejść z trasy i poddać się. Ale trzeba znaleźć jakiś punkt zaczepienia, wejść w trans i biec, po prostu biec, nie zastanawiając się nad niczym. Boże, jak wiele dają wtedy okrzyki publiczności i dosłyszane gdzieś tam rady trenera. "Nie puszczaj jej... trzymaj się za nią... wydłuż krok... mocniej ręce... wyżej kolano..."
No i dobiegłam. Jasne, że chciałam się poddać. Jasne, że nie miałam siły ani ochoty. Bo po co się tak męczyć? I to z własnej woli. Ale nie dziś. Ostatnio odpuściłam i nie mogłam sobie tego wybaczyć. Dziś musiałam dać z siebie 200%.
Rezultat?
10:50.89!!!
Nie wierzyłam. Po prostu nie wierzyłam. Mam super życiówkę. Mam trzecią klasę. Mam szansę na start w Mistrzostwach Polski. Mam po prostu szczęście! :)
Relacja wprost po biegu (jeszcze lekko zdyszana :D):
WOW moje gratulacje !!!!
OdpowiedzUsuńSuper Gaba! <3
OdpowiedzUsuńGratuluję!! Jesteś wielka i blog jest super :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, jesteście kochani! :)
OdpowiedzUsuńJesteś świetna, gratuluję! :D
OdpowiedzUsuńSuper Gaba! Masz w sobie Wielką siłę:) powodzenia w kolejnych startach:)
OdpowiedzUsuń