Złapał mnie trochę kryzys. Po dwóch tygodniach wstałam rano i po prostu stwierdziłam, że mi się nie chce. Nie mam siły i ochoty iść znów biegać, znów po tym samym lesie, znów o tej samej porze, znów z tym samym słońcem na plecach. No, ale na obozie nie ma "nie chce mi się". Albo trenujesz, albo się pakujesz i wracasz. Także czy tego chciałam, czy nie, ubrałam buty i poszłam. Z każdą chwilą treningu zaczynałam znów czuć radość z biegania. Wiem, że żałowałabym, gdybym sobie dziś odpuściła. I mimo że bolą mnie już nogi i ta sama trasa jest strasznie nużąca, to biegam dalej, bo po prostu to kocham. :)
Poranny trening był małą zagadką. Trener powiedział: 8 km truchtu, ale porządnie, bo wieczorem drugie wybieganie. Co miało oznaczać 'porządnie'? Przebiec w szybkim tempie, bo wieczorem nie będzie ciężkiego treningu czy raczej 'porządny trucht' znaczy 'prawdziwie luźny bieg', żeby się nie zmęczyć, bo wieczorem też jeszcze biegamy? Zrobiłam dosyć dynamiczne tempo, tak hmm 2 zakres - 41 minut. Potem przeszliśmy na boczne boisko, gdzie po rozciąganiu zrobiliśmy rozgrzewkę - skipy i przebieżki.
Po południu poszliśmy na basen, żeby już ostatecznie wyrównać opaleniznę (i tak nie do końca się udało :<) i ostatni raz sobie popływać. Nawet jeśli jutro mielibyśmy jeszcze pójść na basen, to przed zawodami nie można się w wodzie za bardzo przemęczać. Szkoda, że będąc na obozie treningowym nie można w pełni wykorzystać różnych atrakcji takich jak basen - musisz się oszczędzać ze świadomością, że wieczorem masz mieć jeszcze siły na trening. Na szczęście ten był lekki - płotki. Wcześniej jednak czekało nas wyjątkowe zadanie. Zamiast zwyczajnej rozgrzewki tym razem każdy miał zrobić indywidualną i to dokładnie taką jak przed zawodami. Z wyliczonym czasem na trucht, rozciąganie, rozgrzewkę bieżną, skipy, przebieżki, chwilę medytacji i odpoczynku przed startem. Łącznie około 40 minut. To ważne, żeby umieć się wyluzować i jednocześnie skupić przed startem. Pobyć chwilę sam ze sobą, wejść w swoją głowę i przygotować psychicznie na start. Bo taka jest prawda. Długich dystansów nie biega się nogami. Biega się głową.
Poranny trening był małą zagadką. Trener powiedział: 8 km truchtu, ale porządnie, bo wieczorem drugie wybieganie. Co miało oznaczać 'porządnie'? Przebiec w szybkim tempie, bo wieczorem nie będzie ciężkiego treningu czy raczej 'porządny trucht' znaczy 'prawdziwie luźny bieg', żeby się nie zmęczyć, bo wieczorem też jeszcze biegamy? Zrobiłam dosyć dynamiczne tempo, tak hmm 2 zakres - 41 minut. Potem przeszliśmy na boczne boisko, gdzie po rozciąganiu zrobiliśmy rozgrzewkę - skipy i przebieżki.
Po południu poszliśmy na basen, żeby już ostatecznie wyrównać opaleniznę (i tak nie do końca się udało :<) i ostatni raz sobie popływać. Nawet jeśli jutro mielibyśmy jeszcze pójść na basen, to przed zawodami nie można się w wodzie za bardzo przemęczać. Szkoda, że będąc na obozie treningowym nie można w pełni wykorzystać różnych atrakcji takich jak basen - musisz się oszczędzać ze świadomością, że wieczorem masz mieć jeszcze siły na trening. Na szczęście ten był lekki - płotki. Wcześniej jednak czekało nas wyjątkowe zadanie. Zamiast zwyczajnej rozgrzewki tym razem każdy miał zrobić indywidualną i to dokładnie taką jak przed zawodami. Z wyliczonym czasem na trucht, rozciąganie, rozgrzewkę bieżną, skipy, przebieżki, chwilę medytacji i odpoczynku przed startem. Łącznie około 40 minut. To ważne, żeby umieć się wyluzować i jednocześnie skupić przed startem. Pobyć chwilę sam ze sobą, wejść w swoją głowę i przygotować psychicznie na start. Bo taka jest prawda. Długich dystansów nie biega się nogami. Biega się głową.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz