Tak blisko trzeciej klasy

Przegrywać też trzeba umieć. I wydaje mi się, że w sporcie to jest ważniejsze niż umieć wygrywać. I niestety... trudniejsze. Ale jakie przegrane są najcięższe? Wiadomo, czwarte miejsce zawsze boli, wiedząc, że było się tak blisko medalu. Bolą minimalne przegrane - wiedzą o tym zwłaszcza sprinterzy, kiedy o awansie na mistrzostwa decydują setne sekundy. Boli, gdy pokonuje Cię Twój największy rywal, a jakże boli kiedy to przegrywasz niesprawiedliwie. Ale chyba największy ból sprawiają przegrane z samym sobą. Te są najcięższe, bo wina leży zawsze po tej samej stronie. Trudno się z nimi pogodzić i zawsze po starcie pojawia się myśl: mogłem jeszcze przycisnąć, mogłem to pobiec lepiej…


Takie dni są trudne, ale zdarzają się u każdego sportowca. Na pocieszenie powiem Wam, że właśnie dziś taki mam. Wczoraj odbył się na stadionie przy AWF-ie 9. Otwarty Puchar Krakowa w Lekkiej Atletyce. Startowałam w mojej koronnej konkurencji - 3 km. Cel był jasny, zrobić życiówkę, trzecią klasę, minimum na OOMy no i tym samym zakręcić się w okolicach 11:00 albo i lepiej. Dałam z siebie wszystko. Jaki wynik? 11:05.70. Byłabym z niego bardzo zadowolona, bo mój ostatni czas na ten dystans wynosił 11:28.21, ale... Ale zaraz potem dowiedziałam się, że 3 klasa jest od 11:05.00. Niecała sekunda. 70 setnych. I nagle tysiąc myśli i wyrzutów, że przecież mogłam to pobiec szybciej, że nie dałam z siebie maksimum możliwości, że tak mało brakło… Taki wynik boli. I po prostu jest smutno. Ale w lekkiej atletyce najpiękniejsze jest to, że zawsze są kolejne zawody, a życiówki są po to, by je wciąż podbijać! :)

Trzymajcie tu relacje z zawodów: 
(polecam 03:56:41 -> 04:11:06)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz